Wywiad z br. Miguelem Angelem Ortegą SM, hiszpańskim marianistą
Wywiad z br. Miguelem Angelem Ortegą SM, hiszpańskim marianistą
W najnowszym wydaniu Sodalisa Marianusa (4/2017) ukaże się wywiad z br. Miguelem Angelem Ortegą SM, hiszpańskim marianistą, ekonomem w domu prowincjalnym marianistów w Madrycie, który we wrześniu i październiku br. gościł w Polsce i odwiedził naszą szkołę sodalicyjną w Warszawie. Oto fragment tej rozmowy:
Redakcja: - Będąc w Polsce, Brat mieszka we wspólnocie marianistów w Piastowie. Czym ta wspólnota różni się od hiszpańskich wspólnot marianistów?
Br. Miguel Angel Ortega SM: - W Piastowie mieszka tylko dwóch zakonników i jest to jedyna wspólnota w Polsce. Hiszpańskie wspólnoty są dużo liczniejsze i przede wszystkim jest ich znacznie więcej, bo aż 27, a w samym Madrycie aż 7. W sumie jest nas w Hiszpanii prawie dwustu.
Jednak wszyscy, niezależnie skąd jesteśmy i gdzie mieszkamy, mamy jako marianiści tą samą regułę zakonną i ten sam charyzmat. Nasze życie codzienne, w zależności od miejsca zamieszkania i podejmowanych zadań, może się trochę różnić, ale to, co najważniejsze, jest stałe. Codziennie rano spotykamy się na modlitwie, która jest rzeczą podstawową, bo pogłębia naszą więź z Panem Jezusem i ze sobą nawzajem. Później możemy iść do naszych obowiązków. A wieczorem jeszcze raz spotykamy się na wspólną modlitwę.
- Jak to się stało, że Brat wstąpił do marianistów?
- Tak się złożyło, że w 1964 r., jeszcze przed wstąpieniem do zakonu, pracowałem u marianistów jako pomocnik kucharza. To była duża wspólnota i kucharz - marianista potrzebował pomocników, którymi byli ludzie świeccy.
Nawiązałem z tym bratem bliższy kontakt, patrzyłem jak modli się i pracuje, zafascynował mnie właśnie taki sposób życia. Czułem, że Bóg powołuje mnie do tego zakonu, chciałem w nim służyć Bogu i ludziom. Do dziś mówię, że ojcem mojego powołania, poza Bogiem oczywiście, jest ten mój współbrat - kucharz.
- A maryjność zakonu nie miała tu znaczenia?
- Miała i to ogromne. Moja mama pielęgnowała wielkie nabożeństwo do bardzo popularnej w Hiszpanii Najświętszej Maryi Panny z Góry Karmel oraz Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Wzrastałem w tym duchu, dlatego ucieszyłem się, że marianiści są zakonem całkowicie oddanym Maryi.
Jesteśmy Jej misjonarzami. Z umiłowanym uczniem Jezusa Janem przyjmujemy Maryję jako dar Boży. Marianiści powinni zawsze utożsamiać się ze św. Janem u stóp krzyża, powinni słyszeć słowa Jezusa na krzyżu, jako skierowane konkretnie do nich: Oto Matka Twoja.
Powierzając się Maryi pragniemy, aby Duch Święty kształtował nas ciągle na nowo na podobieństwo Jezusa. Odkąd wstąpiłem do nowicjatu, czuję, że miłość do Matki Najświętszej ciągle się we mnie powiększa.
- Dlaczego marianiści nie noszą habitów?
- To bardzo ciekawe pytanie. Kiedy 200 lat temu bł. o. Wilhelm Józef Chaminade zakładał nasz zakon, nie chciał, żebyśmy nosili habity.
Pragnął, abyśmy byli ubrani jak ludzie żyjący dookoła i nie wyróżniali się żadnym ubiorem. Jesteśmy więc zgromadzeniem bezhabitowym, a jedynym zewnętrznym znakiem przynależności do marianistów, czyli Towarzystwa Maryi, jest obrączka - symbol naszego przymierza z Matką Najświętszą.
Obrączkę tę otrzymujemy w momencie ślubów wieczystych (ubóstwa, posłuszeństwa, czystości i stałości). Co prawda jesteśmy zgromadzeniem bezhabitowym, ale nie ukrytym - zawsze przedstawiamy się jako bracia marianiści.
Natomiast kapłani w naszym zakonie chodzą ubrani tak samo, jak księża diecezjalni w danej diecezji, gdzie pracujemy.
- Rozmawiamy w Warszawie, w szkole sodalicyjnej, w której uczy dwóch marianistów. Czy w Hiszpanii marianiści też są nauczycielami w szkołach?
- Tak! Marianiści prowadzą 17 szkół w Hiszpanii. Oczywiście również w nich uczą, z pomocą świeckich nauczycieli. W samym Madrycie mamy 7 szkół. Ogółem w całej Hiszpanii do naszych szkół uczęszcza około 22, 23 tysiące uczniów.
To nic dziwnego, bo naszym charyzmatem jest wychowanie w wierze, m.in. poprzez nauczanie i prowadzenie szkół.
- Obok nas stoi piękne tabernakulum, które marianiści hiszpańscy ufundowali szkołom sodalicyjnym w Warszawie i które znajdzie swoje miejsce w kaplicy w nowym budynku szkolnym przy ul. Chłodnej. Wcześniej były również inne formy wsparcia ze strony marianistów. Dlaczego marianiści z Hiszpanii pomagają szkołom sodalicyjnym w Warszawie?
- Od dłuższego czasu z dużym zainteresowaniem i radością patrzymy na to, jak pięknie działa i rozwija się Katolicki Zespół Edukacyjny Federacji SM w Polsce. Realizuje trudną do przecenienia misję wychowawczą, opartą na zdrowych fundamentach wartości chrześcijańskich, formuje nowe pokolenia Polaków, którzy w przyszłości będą decydować o kształcie i obliczu Polski. Tu rodzą się więc przyszli misjonarze, ewangelizatorzy, którzy głosić będą ludziom dobrą nowinę o Bogu, który kocha każdego człowieka. To od nich będzie zależało, w jakim stopniu nasza wiara przetrwa. Dlatego tak bardzo ważne jest, żeby szkoły sodalicyjne w Warszawie mogły dalej funkcjonować, miały dobre warunki lokalowe, aby przyjmować większą liczbę uczniów i kształcić ich w naprawdę dobrych warunkach. A nowy budynek przy ul. Chłodnej będzie służył przecież nie tylko uczniom, ale również sodalicjom i całej społeczności lokalnej, bo powstać ma tam centrum edukacji, kultury i formacji.
Wiemy jednak, że budowa szkoły napotyka na poważne trudności, w tym finansowe. Z podziwem patrzymy, jak Dyrektor trudności te pokonuje, ale jako marianiści nie możemy przyglądać się temu biernie. Chcemy pomóc i pomagamy. Dzięki temu włączamy się w misję edukacyjną, która prowadzona jest tu, w Polsce. Łączy nas ta sama wiara, jednoczy ten sam Pan Jezus.
Pewnym symbolem tej jedności jest właśnie to wspomniane tabernakulum, w którym kiedyś zamieszka sam Jezus Chrystus, nasz Zbawiciel. To od Niego otrzymujemy siłę, aby realizować nasze powołanie.
- W Polsce Sodalicje Mariańskie są głęboko zakorzenione, ale borykają się z poważnym problemem. Zmniejsza się liczba sodalisek i sodalisów. Jak zachęcić młodych ludzi do wstępowania do sodalicji?
- Myślę, że chociażby właśnie to, co robi szkoła sodalicyjna w Warszawie, to właśnie jest takie dobre działanie, które zaowocuje w przyszłości rozwojem wspólnot sodalicyjnych. Istotne jest po prostu bycie z młodzieżą, dawanie im dobrego przykładu swoim życiem i postępowaniem. Oni tego potrzebują, szukają autorytetów. Ale oczywiście najważniejsza jest modlitwa za nich, bo to Jezus prowadzi, przemienia i uświęca. On jest także dawcą powołania, również do sodalicji.
Zmniejszanie się liczby sodalisów to rzeczywiście problem, ale warto na to popatrzeć jako na pewną szansę. Być może jest to okazja by coś zmienić, przebudować, pogłębić duchowość, zatroszczyć się o własną wspólnotę. Wtedy rozwinie się sodalicja. Jest to więc okazja do wzrostu w wierze, zarówno na poziomie indywidualnym, jak i całych wspólnot.
(Polecamy pełny tekst rozmowy w najnowszym Sodalisie Marianusie)