Działanie duchów na człowieka żyjącego w stanie łaski uświęcającej
Działanie duchów na człowieka żyjącego w stanie łaski uświęcającej
W kolejnej części naszego cyklu o rozeznawaniu duchowym odpowiemy na pytanie: Jak wygląda działanie duchów na człowieka żyjącego w stanie łaski uświęcającej i oczyszczającego się ze swoich grzechów?
„Wtedy (...) właściwością ducha złego jest gryźć, zasmucać i stawiać przeszkody, niepokojąc fałszywymi racjami, aby przeszkodzić w dalszym postępie" - pisze św. Ignacy w Ćwiczeniach duchownych. A w liście do siostry zakonnej Teresy Rejadell św. Ignacy stwierdza, że wobec początkujących w służbie Boga szatan używa następujących rodzajów działań.
Pierwszy rodzaj działania to stawianie przed człowiekiem różnych trudności i przeszkód. Szatan podsuwa np. takie myśli: „Czy możesz pędzić całe życie w ten sposób, podejmując takie pokuty? (...) Czy nie możesz zbawić się w inny sposób bez narażania się na takie ryzyko?
Stawiając przed oczyma trudy, jakie nas czekają, daje nam do zrozumienia, że będziemy żyli bardzo długo, że będziemy musieli prowadzić życie, jakiego jeszcze nikt nie prowadził; nie wspomina natomiast zupełnie o ogromnym zadowoleniu i pociechach, jakie Pan zwykł dawać nowemu swojemu słudze, gdy ten nie licząc się z niewygodami wybierze cierpienie ze swoim Stwórcą i Panem" - tłumaczy św. Ignacy.
Drugi rodzaj działania używany przez szatana przeciwko ludziom postępującym na drodze oczyszczenia polega na nakłanianiu ich do pychy i próżnej chwały, dając im do zrozumienia, że są pełni dobroci i świętości i tym samym są lepsi niż inni, którzy tkwią jeszcze w grzechach. Pycha ma w tym przypadku, w zamyśle diabła, wynikać właśnie z życia w łasce.
Ktoś może więc nie mieć żadnej realnej władzy, być ubogi materialnie, nie posiadać żadnego wykształcenia, a jednak żyć w stanie pychy i próżnej chwały, która będzie rodzić się właśnie z przestrzegania przykazań. Szatan bowiem stosuje prosty środek: jeżeli nie może skłonić kogoś do nieprzestrzegania przykazań, to stara się, by ten ktoś, przestrzegając przykazań, przynajmniej czuł się lepszy niż inni.
„Powinniśmy bardzo uważać i upokarzać się, przypominając sobie nasze grzechy i naszą nędzę w chwilach, gdy nieprzyjaciel stara się nas wywyższyć; i na odwrót, podnosić się przez prawdziwą wiarę i nadzieję w Panu, (...) gdy nieprzyjaciel stara się nas poniżyć i pognębić" - pisze św. Ignacy do s. Teresy.
Działanie dobrego ducha w przypadku osób postępujących na drodze świętości, to oczywiście umacnianie ich w tym stanie. U „tych, co usilnie postępują w oczyszczaniu się ze swoich grzechów (...) właściwością ducha dobrego jest dawać odwagę i siłę, pocieszenie, łzy, natchnienia i odpocznienie, zmniejszając lub usuwając wszystkie przeszkody, aby mogli postępować naprzód w czynieniu dobrze" - czytamy w Ćwiczeniach duchownych.
Chociaż więc człowiek jest nadal dręczony pokusami, to jednocześnie odczuwa głęboki pokój i radość z faktu, że żyje w łasce, co jednak nie oznacza wywyższania się nad innych. W chwili pokusy dobry duch wszystko upraszcza, dodaje odwagi, nadziei i radości, przekonuje, że „nie ma nic lepszego nad bojaźń Pana i nic słodszego nad wypełnianie Jego przykazań" (Syr 23, 27). Zły duch za to wszystko komplikuje, piętrzy trudności, odbiera nadzieję, podsuwa wątpliwości, oskarża innych starając się wygenerować w człowieku stałe poczucie krzywdy i rozżalenia.
Ogólnie rzecz ujmując można powiedzieć, że dobry duch pociesza, a zły trapi. Stan pocieszenia i strapienia to normalna rzecz na drodze życia duchowego. Nie chodzi tutaj jednak o zadowolenie czy zasmucenie w sensie tylko psychologicznym. Byłoby to uproszczenie. Każdy z nas odczuwa radość po zwycięstwie polskiego sportowca, a smutek po porażce i są to naturalne stany uczuciowe, których nie można nazwać pocieszeniem i strapieniem w sensie duchowym. Bo pocieszenie i strapienie duchowe powstają w konfrontacji człowieka z Bogiem i w odniesieniu do Boga. Kto nie ma żadnej relacji z Bogiem, nie przeżywa tych stanów. I chociaż doświadczenia duchowe uzewnętrzniają się również w sferze psychicznej, a nawet somatycznej (bo człowiek jest jednością fizyczno-psychiczno-duchową), to nie należy tych porządków mylić.
„Pierwsze istotne doświadczenie pociechy duchowej to odczucie wzrostu w miłości do Boga - dusza rozpala się w miłości ku swemu Stwórcy. Drugim natomiast doświadczeniem pociechy, złączonym istotnie z pierwszym, jest wolność wobec wszystkich rzeczy stworzonych. Człowiek, który kocha Boga ze wszystkich swoich sił, nie może już kochać z takim samym oddaniem czegokolwiek innego. Jeśli kocha Boga całym sercem, to nie potrafi kochać stworzeń w tym samym stopniu" - pisze o. Józef Augustyn SJ w książce Adamie, gdzie jesteś?
Św. Ignacy pocieszeniem nazywa również „wszelkie pomnożenie nadziei, wiary i miłości i wszelkiej radości wewnętrznej, która wzywa i pociąga do rzeczy niebieskich i do właściwego dobra (i zbawienia) własnej duszy, dając jej odpocznienie i uspokojenie w Stwórcy i Panu swoim". Jest to ten rodzaj pocieszenia, które przeżywał syn marnotrawny w ramionach ojca po swoim powrocie z dalekich stron, albo św. Jan Ewangelista spoczywający na piersiach Jezusa w czasie Ostatniej Wieczerzy.
„Ta Boska pociecha - dająca odpocznienie i uspokojenie - sprawia wreszcie, że wszystkie wysiłki stają się przyjemne, a zmęczenie staje się odpoczynkiem. Nie ma takiej pokuty, ani tak wielkiego ciężaru, ani innych tak ciężkich prac, które nie wydawałyby się lekkie i słodkie temu, kto postępuje z tą gorliwością, zapałem i wewnętrzną pociechą. Ona pokazuje i otwiera przed nami drogę, jaką powinniśmy postępować, oraz wskazuje to, czego musimy unikać" - tłumaczy św. Ignacy.
Kiedy cieszymy się po zdobyciu przez Polaka złotego medalu - żeby kontynuować porównania o tematyce sportowej - to jednocześnie gdzieś z tyłu głowy wiemy, że nie zawsze tak będzie. Równie często, a zapewne częściej, będziemy przeżywać gorycz porażki polskiego zawodnika. I warto o tym pamiętać, kiedy rozpiera nas radość i duma podczas słuchania Mazurka Dąbrowskiego. Tak więc radość niech będzie jak największa i trwa jak najdłużej. Ale pamiętajmy, że tak nie będzie zawsze. I jak przyjdzie w końcu przeżyć smutek porażki, to z kolei pamiętajmy, że tak też nie będzie zawsze. Tego typu realizm ułatwia życie, w którym przecież zwycięstwa mieszają się z porażkami, radość ze smutkiem, a ulga z cierpieniem. Podobnie jest w sferze duchowej. Są okresy, kiedy miłość Boga jest dla nas niemal namacalnie odczuwalna, modlitwa przychodzi z łatwością, a sprawy Boże kojarzą się nam z czymś cudownym i wspaniałym.
Takiego stanu nie należy zmieniać, na siłę skracać, ale kiedy on się sam skończy, warto pamiętać, że był i jeszcze będzie, tylko później. Są również okresy, kiedy po prostu nie mamy siły się modlić, wydaje nam się, że coś jest nie tak z naszą wiarą, Bóg się od nas odwrócił, albo wręcz Go w ogóle nie ma. Wtedy warto pamiętać, że ten bolesny stan za jakiś czas się skończy i...znowu doświadczymy radości wiary. Pocieszenie i strapienie działają bowiem naprzemiennie. Raz jest jedno, raz drugie. Długość i siła tych stanów - to już sprawa indywidualna.