Prezentacja osoby i nauczania kard. Stefana Wyszyńskiego
Kontynuujemy cykl prezentujący osobę i nauczanie już niedługo błogosławionego kard. Stefana Wyszyńskiego.
W 1900 r. rodzice przyszłego kardynała, Julianna i Stanisław, zamieszkali nad Bugiem, w małej wsi Zuzela. Tu właśnie Stanisław otrzymał posadę organisty i tu 3 sierpnia 1901 r., o trzeciej rano, urodził się jego syn Stefan. „Urodziłem się w Nadbużu, gdzie jest styk Podlasia z Mazowszem. Pamiętam do dziś dnia ludzi prostych, których obserwowałem jako chłopiec. Zdumiewająca była ich spokojna, ufna wiara" - wspominał Prymas Tysiąclecia. Wychowywał się w tradycyjnej, bardzo religijnej i patriotycznej atmosferze domu rodzinnego. Były tam książki religijne, przyrodnicze, historyczne, literatura piękna, pisma katolickie. W tamtych czasach było to rzadkością na wsi.
Rodzice Stefana byli ludźmi głęboko wierzącymi, dużo czasu spędzali na modlitwie. I oczywiście uczyli wiary swoje dzieci. „Chciałbym tutaj dać wyraz swojej wiary. Nazwijcie ją, jak chcecie - dziecięcą, naiwną, prostą, ale taką wziąłem od mojej matki i ojca. Pogłębiłem ją, jak umiałem, przez odpowiednie studia teologiczne, filozoficzne, prawnicze, socjologiczne, ale to wszystko jest skromną rzeczą w porównaniu z prostą religijnością, którą wynosi się z domu przez łaskę Bożą jako skarb i kapitał zakładowy na cale życie" - zaświadczył po latach kard. Wyszyński.
Stanisław Wyszyński spędzał długie godziny w kościele, modląc się na kolanach. „Nigdy nie siadał w ławce, zawsze klęczał na posadzce, co narażało Go na zaziębienia. Nie lubił, gdy Mu przerywano Jego porządek modlitw" - zapisał w Pro Memoria kard. Wyszyński.
Rodzice Prymasa byli wielkimi czcicielami Maryi. „Mój ojciec z upodobaniem jeździł na Jasną Górę, a moja matka do Ostrej Bramy. (...) Oboje odznaczali się głęboką czcią i miłością do Matki Najświętszej i jeżeli co na ten temat ich różniło - to wieczny dialog, która Matka Boża jest skuteczniejsza: czy Ta, co w Ostrej świeci Bramie, czy Ta, co Jasnej broni Częstochowy" - wspominał Prymas.
W domu wisiały właśnie te dwa religijne obrazy: Matki Bożej Częstochowskiej i Matki Bożej Ostrobramskiej. Po latach tak o nich Prymas mówił: „I chociaż w onym czasie do modlitwy skłonny nie byłem, zawsze cierpiąc na kolana, zwłaszcza w czasie wieczornego różańca, jaki był zwyczajem naszego domu, to jednak po obudzeniu się długo przyglądałem się tej Czarnej Pani i tej Białej. Zastanawiało mnie tylko, dlaczego jedna jest czarna, a druga biała? To są najbardziej odległe wspomnienia z mojej przeszłości".
Rodzina Wyszyńskich modliła się oczywiście po polsku, chociaż w szkołach i urzędach obowiązującym językiem był rosyjski. Stanisław uczył swoje dzieci polskiej historii i kultury, na ścianach w domu wisiały portrety bohaterów narodowych: Kościuszki i księcia Józefa Poniatowskiego, na stole stał krzyż z pozytywką grającą melodię „Jeszcze Polska nie zginęła". Stefan, razem z ojcem, nocą, w konspiracji, z kilkoma zaufanymi mieszkańcami Zuzeli porządkowali w okolicy groby powstańców styczniowych.
W 1910 r. Wyszyńscy przeprowadzili się z Zuzeli do pobliskiego Andrzejewa, gdzie Stanisław dostał posadę organisty, większe wynagrodzenie i cały dom do dyspozycji. Tam też Julianna Wyszyńska zmarła przy porodzie kolejnej córki. Stefan miał wówczas 9 lat. „Trudno opisać smutek, pustkę i żałość, gdy po pogrzebie Matki wróciliśmy z Ojcem z cmentarza do pustego domu. Zdawało się, że ustało wszelkie życie" - wspominał Prymas.
Strata matki na pewno była wielkim ciosem dla dziecka. Potem do końca życia często matkę wspominał, a po święceniach kapłańskich Mszę św. prymicyjną odprawił na Jasnej Górze. Chciał mieć - jak pisał - Matkę, która „już będzie zawsze, która nie umiera". Bardzo silnie związał się z Matką Bożą, jego pobożność maryjna pogłębiała się, aż w końcu w 1953 r. zawierzył Matce Najświętszej całe życie.
Tuż przed śmiercią matki doszło do ciekawego wydarzenia. - Stefan, ubieraj się - powiedziała Julianna do syna. Była jesień, koniec października, Stefan włożył więc palto, gdyż myślał, że ma gdzieś iść. Matka jednak spojrzała na niego i powiedziała: - Ubieraj się, ale nie tak, inaczej się ubieraj.
Do tego wydarzenia Prymas później często wracał. Zastanawiał się, czy matce nie chodziło o to, aby ubierał się w przyszłości...w szaty kapłańskie. Zresztą tak naprawdę nie było to dla niego zaskoczeniem. Od zawsze chciał być kapłanem. „Od momentu, gdy mógł to uchwycić świadomą myślą. Jako dziecko miał związane z tym sny - śniło mu się, że ożeniono go i z tego powodu strasznie płakał, bo myślał, że nie będzie mógł już zostać księdzem. (...) Lubił przesiadywać w konfesjonale i kolegów oraz chodzić pod baldachimem w procesji. Wiedział dobrze - jak to się robi, bo jako syn organisty, mieszkającego obok kościoła, bywał tam częściej niż inne wiejskie dzieci. Od piątego roku życia był już ministrantem" - pisze Ewa Czaczkowska w biografii Kardynał Wyszyński.
Latem 1917 r. Stefan postanowił wstąpić do seminarium duchownego.
(Ciąg dalszy w następnym serwisie)