Zakończył się Synod o synodalności
Zakończył się Synod o synodalności, który odbywał się pod hasłem „Ku Kościołowi Synodalnemu: komunia, uczestnictwo, misja”.
Synod trwał trzy lata i miał trzy etapy: słuchania, kontynentalny, rzymski. Przypomnijmy, że słowo „synod” pochodzi od greckiego „syn-hodos”, oznaczającego wspólną drogę. Czas synodu miał na celu wypracowanie bardziej wspólnotowego sposobu funkcjonowania Kościoła i podejmowania w nim decyzji. Chodzi o system oparty na wewnętrznym dialogu, większej otwartości na ludzi świeckich i ich bardziej odpowiedzialnym uczestnictwie w życiu Kościoła.
Nowością obecnego synodu, co realizowano w jego pierwszej fazie, jest wysłuchanie całego Ludu Bożego: duchownych, osób konsekrowanych i świeckich. Wyrasta to z przekonania, że Duch Święty mówi przez każdego ochrzczonego.
Papież Franciszek jest przekonany, że „droga synodalności jest drogą, której Bóg oczekuje od Kościoła trzeciego tysiąclecia”. Pragnie więc, aby Kościół stał się znacznie bardziej synodalny. I w tym widzi szansę na jego odnowę, niezbędną do kontynuowania misji we współczesnym świecie, i w coraz bardziej niesprzyjającym otoczeniu kulturowym.
Prof. Aleksander Bańka, świecki przedstawiciel Europy na Synod, podsumowując po powrocie do Polski obrady podkreślił, że dokument końcowy synodu zawiera trzy punkty, które mówią o nawróceniu: nawrócenie relacji, nawrócenie procesu i nawrócenie struktur Kościoła. - Te trzy nawrócenia łączą się z próbą spojrzenia, jak synodalność ma przekształcać sposób podejmowania decyzji w Kościele, czyli jak bardziej włączać świeckich w proces podejmowania decyzji – powiedział. Dodał, że dokument „nie zapowiada żadnej doktrynalnej czy moralnej rewolucji”.
Co ciekawe, dokument końcowy nie posłuży papieżowi jako wskazówka do napisania posynodalnej adhortacji apostolskiej. Tej Franciszek w ogóle nie napisze, bo uważa, że dokument końcowy „zawiera już bardzo konkretne wskazania, które mogą być przewodnikiem dla misji Kościołów na różnych kontynentach, w różnych kontekstach”. Ma być także podstawą do dalszego rozeznawania i dialogowania.
W interesującej analizie w serwisie opoka.org.pl o. Dariusz Kowalczyk SJ, odnosi się do wspomnianego rozeznawania i dialogowania. „Kościół, który nieustannie rozeznaje i dialoguje, to wizja pociągająca, ale nie pozbawiona ukrytych pułapek. Rozeznawanie powinno dotyczyć konkretnych, dobrze sprecyzowanych problemów. W przeciwnym razie możemy zagubić się w nieustannym gadulstwie na każdy temat. Owocem takiego «rozeznawania», nie byłoby odczytywanie znaków czasu i znajdowanie woli Bożej, ale pogłębiające się poczucie zamieszania i chaosu. A jeśli precyzujemy problemy, to nasuwa się pytanie, kto decyduje, co jest ważnym problemem, o którym warto dialogować, a co nie. Spotkałem się z ojcami synodalnymi, którzy z rozczarowaniem opowiadali, że na Synodzie musieli rozmawiać na narzucone tematy, których oni wcale nie uważali za najważniejsze, a na rzeczywistą dyskusję nad dokumentem końcowym nie było czasu. Ponadto rozeznawanie powinno przewidywać konkretną procedurę dochodzenia do decyzji, a ta w obecnej sytuacji bynajmniej nie jest jasna. Istnieje niebezpieczeństwo, że głośne hasła o rozeznawaniu i dialogu, będą wykorzystywane, by dochodzić do pewnych decyzji w sposób tyleż zawoalowany, co arbitralny” – pisze o. Kowalczyk.
Na jeszcze inny aspekt zwraca uwagę ks. prof. Waldemar Chrostowski, jeden z najwybitniejszych polskich biblistów, laureat prestiżowej Nagrody Ratzingera. - Żebyśmy w Kościele trwali i go rozwijali to trzeba, żeby ktoś od nas czegoś wymagał. Nie dawał zwolnień, dyspens, ulg. I dopiero wtedy okaże się, jaka jest głębia naszej wiary. Ale też wtedy okaże się, że mamy przyszłość, bo tych, którzy chcą z siebie dać więcej jest naprawdę bardzo dużo. Izraelici mieli przywódców, którzy w krytycznej chwili odwoływali się do Boga. Rozmawiali nie z ludźmi, bo co ludzie myślą z grubsza wiadomo, ale z Bogiem. I umocnieni przez Boga wracali do ludu, ukazując im Bożą drogę życia. Nie wypadkową ludzkich opinii, tylko drogę prowadzącą do Boga. Po co komu bowiem droga, która nie prowadzi do Boga? Synod ma wartość tylko o tyle, o ile prowadzi do Boga. W przeciwnym wypadku jest jedynie jakimś zaułkiem, gdzie wznosi się idoli, którzy doraźnie tam triumfują, ale nie dają tego, czego człowiekowi najbardziej potrzeba - mówił kilka miesięcy temu podczas jednego z sympozjów na UKSW ks. prof. Waldemar Chrostowski.