Joseph Ratzinger/Benedykt XVI
Joseph Ratzinger/Benedykt XVI
Wracamy do naszego cyklu poświęconego postaci Josepha Ratzingera/Benedykta XVI.
W poprzednim odcinku rozpoczęliśmy krótkie omówienie „Wprowadzenia w chrześcijaństwo" Ratzingera, książki zaliczanej do kanonu literatury teologicznej, która doczekała się już ogromnej ilości wydań na całym świecie.
Podejmując tematykę wiary autor zauważył, że człowiek wierzący zawsze stoi wobec pokusy niewiary. Innymi słowy, można to sprowadzić do pytań:
„A co jeżeli to wszystko nieprawda? A co, jeżeli Boga nie ma?" Ale również niewierzący nie ma spokoju w tym względzie. Jego również prześladuje pokusa, tylko odwrotna, sprowadzająca się do pytań: „A co jeżeli to wszystko prawda? A co, jeżeli Bóg jednak jest?".
Mówiąc krótko, nie ma ucieczki przed dylematem ludzkiego istnienia.
„Kto chce uniknąć niepewności w rzeczach wiary, będzie musiał doświadczyć niepewności niewiary, która nigdy nie może ostatecznie powiedzieć, czy jednak wiara nie jest prawdą" - kwituje kard. Ratzinger.
Co dokładnie oznacza, jeżeli ktoś mówi „wierzę"? Czym jest wiara? Aby to wyjaśnić kard. Ratzinger sięga do apostolskiego wyznania wiary, które można nazwać wprowadzeniem w chrześcijaństwo. Podkreśla, że istota chrześcijaństwa polega właśnie na tym, że jest ono wiarą. Jeżeli człowiek mówi „wierzę", to oznacza, że jest przekonany, iż przestrzeń jego świata nie jest wytyczona tym, co można ujrzeć i czego można dotknąć, ale szuka drugiego sposobu dojścia do rzeczywistości, który to sposób nazywa wiarą. I skoro tak, to, według kard. Ratzingera, w słowie „wierzę" zamyka się zasadniczy wybór naszej postawy wobec rzeczywistości jako takiej. Słowo „wierzę" oznacza „opowiedzenie się za tym, że to, czego nie można ujrzeć, co nie może w żaden sposób stanąć w polu widzenia człowieka, nie jest czymś nierzeczywistym, lecz odwrotnie, że to, czego nie można ujrzeć, jest właściwą rzeczywistością, która utrzymuje i umożliwia wszelką rzeczywistość".
I dalej kard. Ratzinger dodaje: „Wierzyć znaczy uznać, że wewnątrz egzystencji ludzkiej istnieje punkt, który nie może zasilać się tym, co widoczne i dotykalne, ani na tym się opierać, ale który styka się z tym, czego dojrzeć nie można, tak że staje się to dla niego dotykalne i okazuje się niezbędne dla jego egzystencji".
Autor podkreśla, że taką postawę można osiągnąć tylko poprzez to, co w języku biblijnym nazywa się „odwróceniem" czy „nawróceniem". Człowiek bowiem ze swej natury ciąży do tego, co widzialne, co można dotknąć, wziąć do ręki. I musi się odwrócić, aby dojrzeć, jak jest ślepy, gdy wierzy tylko temu, co widzą jego oczy. „Bez tego zwrotu egzystencji, bez pokonania naturalnego ciążenia nie ma wiary" - podkreśla kard.
Ratzinger. I dodaje: „Wiara właśnie jest nawróceniem, w którym człowiek odkrywa, że się łudzi, gdy idzie jedynie za tym, co uchwytne. Jest to zarazem najgłębszy powód, dlaczego wiara nie da się udowodnić. Jest ona zwrotem w bytowaniu i osiąga ją tylko ten, kto dokonuje tego zwrotu.
Ponieważ zaś z natury ciążymy w innym kierunku, przeto wiara jest codziennie czymś nowym i tylko w nawróceniu trwającym całe życie możemy pojąć, co to znaczy mówić: wierzę".
Ratzinger kreśli bardzo sugestywny obraz: wiara oznacza skok poprzez przepaść, bo zawsze jest ryzykiem, że się przyjmie jako rzeczywiste i podstawowe to, czego nie widać. Trzeba więc przejść przez pewną ciemność, skoczyć w dół w sytuacji, kiedy nie widać żadnych zabezpieczeń. I chociaż wiemy, że one są, to jednak ich nie widzimy.
Autor zaznacza, że wiara nigdy nie była takim nastawieniem, jakie samo przez się przypadałoby ludzkiemu istnieniu. Zawsze była rozstrzygnięciem angażującym głębię ludzkiej egzystencji, domagającym się od człowieka zwrotu, jaki osiąga się jedynie poprzez decyzję.
W dalszej części rozważań autor podkreśla, że głównym rysem wiary chrześcijańskiej jest jej charakter osobowy. Wiara jest bowiem czymś więcej niż opowiedzeniem się za duchową podstawą świata. Jej istota nie zawiera się w sformułowaniu „wierzę w coś", ale „wierzę w Ciebie". A
konkretnie: „wierzę w Jezusa Chrystusa". „Jest ona spotkaniem z człowiekiem Jezusem i w tym spotkaniu doświadcza, że sensem świata jest osoba. Jezus przez swe życie z Ojca, w bezpośredniej i najgłębszej jedności modlitewnego, a nawet naocznego obcowania z Nim, jest świadkiem Boga; przez Niego to, co niedotykalne, staje się dotykalne, to, co było dalekie, staje się bliskie. Więcej: jest On nie tylko świadkiem, któremu wierzymy (...), jest On także obecnością Wiekuistego na tym świecie. (...) W ten sposób wiara jest znalezieniem jakiegoś <Ty>, które jest dla mnie oparciem i które w całym niespełnieniu i ostatecznej niespełnialności ludzkich spotkań obdarza obietnicą niezniszczalnej miłości, miłości nie tylko pragnącej wieczności, ale ja zapewniającej. Wiara chrześcijańska żyje tym, że nie daje sensu obiektywnego, lecz że ów Sens zna mnie i kocha, że mogę mu się powierzyć z gestem dziecka, które wie, iż w matczynym «ty» zawiera się odpowiedź na wszystkie jego pytania" - pisze kard. Ratzinger.
Zaledwie dotknęliśmy niektórych tylko myśli z pierwszego rozdziału. Nie ma tutaj oczywiście miejsca na omawianie całej książki. Zachęcamy po prostu do jej przeczytania.
W 2000 r. lat temu kard. Ratzinger napisał krótki wstęp - komentarz do „Wprowadzenia w chrześcijaństwo". Historia bowiem w szybkim tempie posuwa się naprzód, a dziś mija już 50 lat od wygłoszenia wykładów, które stały się podstawą omawianej książki. We wspomnianym wstępie
czytamy: „Z dzisiejszej perspektywy szczególnie znamienne dla ostatnich dziesięcioleci minionego wieku wydają się lata 1968 i 1989. Rok 1968 oznaczał rewoltę nowego pokolenia, które (...) pragnęło, by w końcu nastąpiła poprawa warunków życia, by w świecie zapanowały wolność, równość i sprawiedliwość; było przy tym przekonane, że drogę prowadzącą w kierunku pożądanych zmian wyznacza wielki nurt myśli marksistowskiej.
Natomiast rok 1989 oznaczał nieoczekiwany kres reżymów komunistycznych w Europie, po których pozostało smutne dziedzictwo spustoszonej ziemi i spustoszonych dusz".
I w tym miejscu kard. Ratzinger stawia retoryczne pytanie: „Czy w sytuacji takiej bezradności chrześcijaństwo nie powinno z najwyższą powagą spróbować odnaleźć własny głos, by móc w nowe tysiąclecie «wprowadzić» w swe przesłanie - by móc chrześcijańskie przesłanie ukazać jako wspólny drogowskaz?".