Cykl rozmów z papieżem Benedyktem XVI
Cykl rozmów z papieżem Benedyktem XVI
16 kwietnia minęła 90. rocznica urodzin Benedykta XVI, wybitnego teologa i wyjątkowego papieża. Kontynuujemy nasz cykl poświęcony temu niezwykłemu człowiekowi.
Niemiecki dziennikarz Peter Seewald jako publicysta przez ponad 20 lat towarzyszył kard. Josephowi Ratzingerowi/Benedyktowi XVI. Przeprowadzili wiele rozmów, które ukazały się w formie książek, m.in. Sól ziemi, Bóg i Świat, Światłość świata. Wszystkie stały się bestsellerami. Nic dziwnego więc, że po papieskiej abdykacji, Seewald znowu spróbował umówić się z Ratzingerem na cykl wywiadów. Papież emeryt, chociaż prowadzi życie modlitwy zamknięte za murami byłego klasztoru w Watykanie, publicznie pojawia się niezwykle rzadko, nie zabiera głosu, gdyż, jak sam powiedział, chce pozostać ukryty dla świata, tym razem zgodził się spotkać na kilka rozmów ze znajomym dziennikarzem. Zarazem Seewald zdawał sobie sprawę, że prawdopodobnie będą to już ostatnie wywiady z emerytowanym papieżem, gdyż siły Benedykta coraz bardziej maleją. Stąd potem książka, która ukazała się jako zbiór przeprowadzonych wywiadów, nosi tytuł Ostatnie rozmowy, chociaż oczywiście tylko Bóg wie, czy rzeczywiście były to ostatnie rozmowy.
23 maja 2016 r. Seewald przybył na ostatnie spotkanie z Ratzingerem w ramach cyklu wspomnianych rozmów do klasztoru Mater Ecclesiae w Ogrodach Watykańskich. W tym pięknie położonym budynku, w latach 1994 - 2012 mieszkały kolejno zakonnice klauzurowe: klaryski, karmelitanki bose, benedyktynki i wizytki. Był to pomysł św. Jana Pawła II, który chciał, aby tutaj mieszkały siostry kontemplacyjne i tworzyły zaplecze modlitewne dla papieża i wszystkich pozostałych mieszkańców Watykanu.
Ale obecność sióstr klauzurowych niezwykle cenił sobie również Benedykt XVI i chętnie odwiedzał siostry. - Kiedy papież Ratzinger przybył do nas pierwszy raz - opowiadała w 2008 r. przeorysza benedyktynek matka Maria Sofia Chichetti - prosił nas z wielką pokorą i ojcowskim cierpieniem, abyśmy szczególnie modliły się za niego, ponieważ - jak powiedział - „krzyż papiestwa jest niekiedy ciężki, a zatem sam nie dam rady go dźwigać. Potrzebuję wsparcia i modlitwy całego Kościoła, a w szczególności (...) was, które pełnicie tę szczególną misję".
5 lat później, w 2013 r., papież Benedykt XVI wziął bezpośrednio na siebie tę „szczególną misję" i zamieszkał w tym samym klasztorze, w którym tak wiele modlono się za niego. Teraz on modli się za cały Kościół i swojego następcę.
Kiedy Seewald wszedł do klasztoru, w obszernym przedsionku zauważył obraz św. Augustyna. Nie zdziwił się, w końcu doskonale wiedział, że biskup Hippony to wielki duchowy mistrz papieża seniora. „Młodego Ratzingera zafascynowała jego złożona osobowość, spory ze światem i oddanie Bogu, które głęboko go poruszało, gdy stanął u progu dorosłego życia przed katedrą we Fryzyndze i mając 19 lat wstępował do seminarium duchownego" - mówił Seewald w jednym z wywiadów. Podkreślił, że św. Augustyn nie był on dla Ratzingera tylko wielkim ojcem i nauczycielem Kościoła z przeszłości, lecz kimś jak najbardziej żywym, bliskim i aktualnym, zdolnym odpowiedzieć na jego osobiste problemy i wyzwania czasu. - Im bardziej otwierały się jego teologiczne horyzonty, tym bardziej angażował się w dialog z Augustynem, traktował go wręcz jak przyjaciela. Gdy porówna się dzieje życia Josepha Ratzingera i św. Augustyna, to zauważy się zaskakujące paralele - mówił Seewald.
Co konkretnie miał na myśli? Np. to, że obaj, św. Augustyn i Ratzinger, jako biskupi musieli podejmować obowiązki, których nie mieli w planach i nie chcieli wykonywać, ale mimo tego zawsze byli do dyspozycji Kościoła.
W swoich zamiarach dalecy byli od biurokracji i rutynowych obowiązków biskupich. Zawsze chcieli przede wszystkim poświęcić się realizacji swojego teologicznego dzieła... i zawsze składali w ofierze swoje naukowe ambicje Kościołowi. Z drugiej strony udało im się jednak napisać imponującą liczbę mniejszych i większych prac, z których na końcu powstało wielkie teologiczne i intelektualne dzieło.
Po chwili Seewald spotkał się z samym papieżem emerytem. Benedykt był ubrany w białą, papieską sutannę, pektorał i zwykłe sandały, zamiast charakterystycznych czerwonych butów. Jego Pierścień Rybaka został zniszczony i teraz używa zwykłego pierścienia biskupiego. Pozostał oczywiście biskupem i na mocy swoich święceń może udzielać wszystkich sakramentów, ale nie jest już zwierzchnikiem Kościoła, Biskupem Rzymu, Prymasem Włoch czy Głową Państwa Watykańskiego. Przysługuje mu tytuł „Jego Świątobliwość Benedykt XVI", ale on sam woli, żeby zwracano się do niego po prostu „Ojcze Benedykcie". W końcu, żyje teraz trochę jak zakonnik, w klasztorze, w „pustelni", przede wszystkim oddając się modlitwie. Co prawda przed wielu laty utracił wzrok w lewym oku, a potem doszło jeszcze osłabienie słuchu i ogólny ubytek sił fizycznych, jednak zachował wyjątkowy, jasny i przenikliwy umysł. A dzięki temu można jeszcze przeprowadzić z nim niesamowicie ciekawą rozmowę.
Seewald zapytał, czy Benedyktowi nie brakuje tutaj, w klasztorze, czegoś, co posiadał jako urzędujący papież. „W żadnym wypadku! - odpowiedział stanowczo emerytowany Ojciec Święty. - Wręcz przeciwnie, jestem wdzięczny Bogu za to, że nie ciąży na mnie odpowiedzialność, której nie mogłem już udźwignąć; że jestem wolny, że codziennie mogę kroczyć pokornie wraz z Nim własną drogą, żyć pośród przyjaciół i być przez nich odwiedzanym. (...) Teraz mogę swobodniej, dłużej poświęcić się modlitwie brewiarzowej, a tym samym pogłębiać przyjaźń z psalmami, z ojcami Kościoła. (...) Co niedzielę wygłaszam krótką homilię. Przez cały tydzień rozmyślam nad nią, aby powoli dojrzewała, bo przyglądam się tekstowi z różnych perspektyw. Co mi mówi? Co powie mieszkańcom monasterio? To właściwie nowość, jeżeli tak wolno powiedzieć, że z jeszcze większym spokojem oddaję się modlitwie psalmami i wciąż się z nią zapoznaję i że tym sposobem teksty liturgiczne, przede wszystkim z niedzieli, towarzyszą mi w tygodniu".
Fascynujące jest, że Seewald nie bał się zadawać pytań na bardzo osobiste tematy związane z wiarą papieża seniora, a Benedykt chętnie na nie odpowiadał. W pewnym momencie dziennikarz wprost zapytał papieża o jego relację z Bogiem, sugerując, że zapewne jest ona szczególnie bliska i intymna. „Tak, tak powinno być i żywię przekonanie, że nie jest On daleko. Wewnętrznie zawsze mogę z Nim rozmawiać. Ale mimo wszystko jestem tylko nędznym małym człowiekiem, któremu nie zawsze udaje się sięgnąć ku Niemu" - odpowiedział Benedykt XVI.
A w innym miejscu szczerze przyznał, że w pewnej mierze boi się umierania i śmierci. Wyjaśnił, że „po pierwsze, chodzi o obawę, że będzie się ciężarem dla ludzi spowodowanym dłuższym czasem upośledzenia." Z drugiej strony - jak zauważył Benedykt - im bliżej jest oblicza Boga, tym bardziej zdaje sobie sprawę, jak wiele popełnił błędów. Tym samym przygniata go ciężar winy, chociaż nie traci fundamentalnej nadziei.
A czego się spodziewa po śmierci? „Wielką pociechą, a także wspaniałą myślą jest to, o czym wspomniał św. Augustyn. Interpretując słowa psalmu: <szukajcie zawsze Jego oblicza>, odnosi on owo <zawsze> do wieczności. Bóg jest tak wielki, że nigdy Go nie ogarniemy, bo wciąż jest nowy. Istnieje nieustający, nieskończony bieg ciągłego odkrywania i radości. Takie sprawy nurtują teologicznie wnętrze człowieka.
Jednocześnie występuje zupełnie ludzki aspekt. Cieszę się, że znowu zobaczę moich rodziców, rodzeństwo, przyjaciół, i wyobrażam sobie, że będzie tak samo wspaniale, jak było u nas w domu" - wyznał Benedykt XVI.