Fragment wywiadu z ks. Mateuszem Mickiewiczem
W najnowszym numerze Sodalisa Marianusa (2/2022), ukaże się wywiad z ks. Mateuszem Mickiewiczem, absolwentem Katolickiego Zespołu Edukacyjnego Federacji Sodalicji Mariańskich w Polsce, który rok temu przyjął święcenia kapłańskie. Oto fragment tej rozmowy:
Piotr Chmieliński: - Jak rozwijało się Księdza powołanie kapłańskie?
Ks. Mateusz Mickiewicz: - Powołanie to skarb, który Pan Bóg składa w sercu człowieka. Jest to rzeczywistość bardzo osobista, intymna, która zawsze pozostanie jakąś tajemnicą. Jednak Bóg, powołując, daje różne światła, znaki, aby człowiek mógł się do nich odwołać, rozpoznać głos Stwórcy. Tak też było ze mną. Już od dzieciństwa, nawet jeszcze przed pójściem do szkoły, było we mnie wielkie pragnienie, żeby być blisko ołtarza. Jestem wdzięczny rodzicom, że zabierali mnie do kościoła i wspólnie uczestniczyliśmy w liturgii, łącznie z uroczystościami Triduum Paschalnego.
W swojej rodzinnej parafii w Józefosławiu byłem ministrantem, lektorem, potem odpowiedzialnym za służbę liturgiczną. Cały czas z bliska uczestniczyłem w celebracji najświętszych misteriów. Patrzyłem na kapłanów i chciałem być taki jak oni, udzielać sakramentów, głosić Słowo Boże, pomagać innym w drodze do Pana Jezusa.
Można powiedzieć, że fascynowało mnie prezbiterium i wszystko to, co się w nim dzieje. Ale Pan Bóg nigdy nie zmusza człowieka do wyboru powołania. Równolegle z pasją do liturgii, zaczęła się we mnie rozwijać pasja do muzyki, z czasem zwłaszcza organowej. Już w podstawówce zacząłem grać na pianinie, a potem, pod koniec gimnazjum, także na organach. W muzykę byłem mocno zaangażowany - z jednej strony poprzez naukę w Szkole Muzycznej, ale także poprzez grę podczas Mszy świętych, co bardzo lubiłem. Przez lata, zastanawiając się, czy być tam na górze, czy tu na dole, doszedłem do wniosku, że pragnę jednak być przy ołtarzu i posługiwać jako kapłan. Odkrycie powołania następowało jednak powoli, było pewnym procesem.
- Czy w tym procesie odkrywania powołania pomogła Księdzu edukacja w szkole sodalicyjnej?
- Oczywiście, to był bardzo ważny czas w moim rozwoju intelektualnym, ale także duchowym. W szkole panowała bardzo dobra atmosfera, sprzyjająca rozwojowi wiary. Modliliśmy się przed lekcjami, w pierwsze piątki miesiąca i ważniejsze święta uczestniczyliśmy w Eucharystii, braliśmy udział w rekolekcjach, na dobrym poziomie prowadzone były lekcje religii. Katecheci angażowali nas w przygo- towanie liturgii, czytanie lekcji, śpiew w scholi. Skarb wiary czy powołania można łatwo stracić, a szkoła sodalicyjna wspierała nas, żeby go zachować.
Ogromnie ważna była również opieka duszpasterska o. Emilio. Jest on dla mnie jednym z księży, których mogę uznać za wzór posługi kapłańskiej. Z mądrą delikatnością, a jednocześnie z ojcowską postawą, nie zmuszał nas do praktyk religijnych, ale po prostu nam towarzyszył, rozdawał „Oremusy" bardziej zaangażowanym uczniom, abyśmy mogli regularnie czytać Słowo Boże. I to, co najważniejsze: zawsze można było się u niego wyspowiadać czy porozmawiać. Był dyspozycyjny. Jak ktoś chciał się wyspowiadać, to można było się umówić jeszcze nawet na ten sam dzień. Nauczyłem się od niego, że ksiądz musi być dyspozycyjny dla ludzi.
- Jakie jeszcze inne cechy o. Emilio Ksiądz by podkreślił?
- Na pewno warta podkreślenia jest relacja o. Emilio z Panem Jezusem i Matką Bożą. Prawdziwą, głęboką wiarę Ojca widać było na co dzień. Odmawiał często Różaniec, modlił się Słowem Bożym i do tych modlitw nas zachęcał. Dla niego Bóg i Maryja to nie nazwy, ale żywe osoby, z którymi łączy go więź miłości.
Inna ważna cecha o. Emilio to ogromna życzliwość dla ludzi. Dzięki temu ci, którzy mieli jakieś trudności, problemy, chętnie z nim rozmawiali i mogli zostać wysłuchani z wielkim szacunkiem, cierpliwością i zrozumieniem. Bardzo ważne było też to, że Ojciec jest człowiekiem wykształconym, oczytanym, świetnym teologiem. Wiele się od niego nauczyłem i jestem mu za to wdzięczny.
- A to, że organem prowadzącym szkołę jest Federacja Sodalicji Mariańskich miało dla Księdza jakieś znaczenie?
- Maryjność zawsze była mi bliska. Nigdy nie unikałem Różańca, czy nabożeństwa majowego, odbierałem to jako coś ważnego i budującego moją wiarę. Natomiast nie byłem członkiem Sodalicji Mariańskiej, związałem się za to ze służbą liturgiczną czy oazą. Ale zawsze budziło to mój szacunek, że sodalisi troszczą się o naszą szkołę, również materialnie, modlą się za uczniów i nauczycieli, inicjują różne przedsięwzięcia szkolne. To wszystko jest nie do przecenienia.
Pełen tekst wywiadu z ks. Mateuszem Mickiewiczem będzie można przeczytać w Sodalisie Marianusie (2/2022).