450 lat Sodalicji Mariańskich w Polsce cz. 5
Kontynuujemy cykl, w którym, z okazji Roku Jubileuszowego 450-lecia Sodalicji Mariańskich w Polsce, opisujemy niektóre najważniejsze osoby, wspólnoty, miejsca i wydarzenia związane z historią polskich sodalicji.
Patronem naszego Roku Jubileuszowego, obok bł. Reginy Protmann, jest św. Andrzej Bobola. Wiele mało znanych faktów związanych z jego postacią przedstawił w Sodalisie Marianusie (1/2014) o. Aleksander Jacyniak SJ. W poprzednim serwisie przypomnieliśmy fragmenty pierwszej części tego tekstu. Dziś fragmenty drugiej części:
„Św. Andrzej Bobola i Cud nad Wisłą.
Jaki jest związek św. Andrzeja Boboli z Cudem nad Wisłą, zaistniałym w 1920 roku? W obliczu śmiertelnego niebezpieczeństwa naszej Ojczyzny zwracano się także do Niego. Mieszkańcy Pińska - miasta, w którym i w okolicach którego prowadził działalność duszpasterską w ostatnim etapie swego życia, gdzie poniósł następnie śmierć męczeńską i gdzie spoczywało Jego nierozłożone ciało do 1808 r. - wystosowali dnia 12 lipca 1920 r., w obliczu zbliżającej się radzieckiej nawałnicy, list do Ojca św. z prośbą o kanonizację bł. Andrzeja. Wspomnieli w nim o licznych cudach zdziałanych przez Niego na tamtych ziemiach, o powszechnej modlitwie zanoszonej do Boga za Jego przyczyną przez mieszkańców Białorusi i Polesia oraz o otoczeniu przez bł. Andrzeja tych ziem szczególną swą opieką, co sprawiło, że podczas kilkunastu bombardowań, dokonywanych przez wojska rosyjskie w czasie I wojny światowej, nie zginął tam żaden chrześcijanin. Na znak Jego powszechnego oddziaływania oraz otaczania Go czcią także przez prawosławnych, do listu dołączyli hymn ułożony ku Jego czci przez tych braci odłączonych.
Także biskupi polscy zebrani na Jasnej Górze na Konferencji Episkopatu Polski wystosowali dnia 28 lipca 1920 r. petycję do papieża Benedykta XV o kanonizację bł. Andrzeja Boboli i o ogłoszenie Go patronem odrodzonej i jednocześnie niezmiernie zagrożonej w swym bycie naszej Ojczyzny. W liście tym wspomnieli o beatyfikacji bł. Andrzeja, o ponad 350 łaskach i cudach, otrzymanych za Jego przyczyną, o dziejach Jego ciała po Jego śmierci, o próbie profanacji Jego integralnych relikwii przez bolszewików oraz o spełnionym już Andrzejowym proroctwie dotyczącym odzyskania niepodległości przez naszą Ojczyznę. Słowa tego proroctwa wypowiedział św. Andrzej Bobola podczas wspomnianego już w tym tekście zjawienia się polskiemu dominikaninowi o. Alojzemu Korzeniewskiemu w Wilnie w 1819 r. Proroctwo to spełniło się po 99 latach.
Do prośby Episkopatu dołączył swoje poparcie Naczelnik Państwa Józef Piłsudski, który osobiście napisał do Ojca Świętego: «Wbrew zamiarom naszych wrogów Ojczyzna nasza zmartwychwstała, co według rachub ludzkich zdawało się prawie niemożliwym. Przypisujemy to dokonanie się aktu sprawiedliwości dziejowej możnemu wstawiennictwu naszych Świętych Patronów, a zwłaszcza błogosławionemu Andrzejowi Boboli (...). Dlatego błagamy Cię, Ojcze Święty, by Wasza Świątobliwość raczył zaliczyć w poczet świętych błogosławionego Andrzeja Bobolę. Ufamy, że jako Patron Kresów Wschodnich, na których poniósł śmierć męczeńską, wyprosi nam u Boga, że Polska w dalszym ciągu będzie przedmurzem chrześcijaństwa na rubieżach wschodnich».
Od 6 sierpnia 1920 r. została podjęta powszechna, ogólnopolska krucjata modlitewna w intencji Ojczyzny, w formie nowenny. Odprawiano ją od Przemienienia Pańskiego do Wniebowzięcia Matki Najświętszej. Niedziela 8 sierpnia 1920 r. była w naszej stolicy dniem publicznych modlitw, połączonych z generalnym rozgrzeszeniem i Komunią Świętą. Wieczorem, po zakończonej całodziennej adoracji, z kościołów Warszawy ruszyły do serca stolicy, na plac Zamkowy, uroczyste procesje pokutno-błagalne. Rozległ się śpiew: «Święty Boże, Święty Mocny, Święty a Nieśmiertelny, który Jesteś w niebie, Niech żaden nasz pocisk i żaden nasz wystrzał nie padnie daremny w okrutnej potrzebie! Idzie w niebo nasze wołanie: Od hańby, od niewoli, zachowaj nas Panie!»
Pod kolumną Zygmunta, na ołtarzu polowym wystawiono dla publicznej adoracji cząstkowe relikwie błogosławionych: Andrzeja Boboli (które zostały przywiezione specjalnie na tę okazję z Krakowa; jego nierozłożone ciało znajdowało się wówczas w Połocku) i Władysława z Gielniowa. Także przez ich przyczynę warszawianie błagali Ojca Niebieskiego o zmiłowanie dla Ojczyzny i jej stolicy. Ich modlitwa została wysłuchana. Cud nad Wisłą zaistniał dokładnie w tydzień po tej wspólnej modlitwie na placu Zamkowym i jednocześnie na zakończenie nowenny, czyli dziewięciu dni modlitw o ocalenie naszej Ojczyzny, zanoszonych między innymi za Jego przyczyną.
Św. Andrzej Bobola w smoleńskiej katastrofie lotniczej.
Wiadomość o katastrofie samolotu wiozącego Prezydenta Rzeczypospolitej z Małżonką i 94 innymi osobami na pokładzie, zaistniałej 10 kwietnia 2010 r., przekazał mi, przygnieciony tym, co się stało, jeden z mych współbraci zakonnych, kiedy ja, niczego nieświadomy, prowadziłem wykład w jednej z sal Kolegium Bobolanum. Wykłady natychmiast zostały przerwane. Wszyscy, wykładowcy i studenci, zgromadziliśmy się na Mszy św. w kaplicy na II piętrze kolegium, sprawowanej w intencji ofiar katastrofy. Powoli docierały do nas rozmiary tragedii. Wraz z nimi kompletowana była lista tych, którzy zakończyli w niej swój żywot.
Katastrofa wywołała bardzo wiele trudnych pytań. Na wiele z nich nadal nie mam odpowiedzi. Jednym z nich, bardzo cząstkowym, było pytanie, czy pani Teresa Walewska-Przyjałkowska, która zginęła w katastrofie, a zazwyczaj podróżowała i pielgrzymowała ze skromnymi relikwiami cząstkowymi św. Andrzeja Boboli, miała je i tym razem przy sobie. Całymi tygodniami czekałem na odpowiedź, aż w końcu rodzina zmarłej, którą wcześniej prosiłem, by wśród rzeczy osobistych pani Walewskiej poszukała skromniutkiego relikwiarzyka z podpisanymi relikwiami św. Andrzeja Boboli, przekazała mi informację, że odnaleziono go wśród przedmiotów, które były na pokładzie samolotu, który rozbił się w Smoleńsku.
W trakcie katastrofy nastąpił jakiś ucisk, albo uderzenie w podstawę relikwiarza, tak, że uległa ona u samej podstawy wygięciu, a nieco powyżej została złamana. Sama jednak metalowo-szklana szkatułka zawierająca relikwie Świętego pozostała prawie nietknięta. Być może jedynie jedna skromna cząsteczka relikwii uległa zaledwie kilkumilimetrowemu przesunięciu. Rodzina śp. Teresy Walewskiej-Przyjałkowskiej przekazała naszemu Narodowemu Sanktuarium św. Andrzeja Boboli w Warszawie ten naznaczony smoleńską tragedią relikwiarzyk. Jest on stale eksponowany w Muzeum św. Andrzeja Boboli, wraz z futerałem oraz wypisanym flamastrem na zwykłej kartce jego oznakowaniem jako jednego z przedmiotów odnalezionych po katastrofie samolotu.
Św. Andrzej Bobola, obecny w znaku swych relikwii, był więc także pośród tej największej w powojennej historii naszej Ojczyzny tragedii. Dlaczego? Odpowiedzi udziela nam chyba On sam. Wystarczy przeanalizować Jego obecność i działanie choćby od momentu sprowadzenia Jego integralnych relikwii do naszej Ojczyzny, które miało miejsce w czerwcu 1938 r., niejako w wigilię wkraczania naszej Ojczyzny na największą w jej dotychczasowej historii Krzyżową Drogę. Przybył, by w znaku swych relikwii współpielgrzymować wraz z nami poprzez te tragiczne dzieje. To współpielgrzymowanie nabrało wkrótce dosłownego znaczenia.
Dnia 26 września 1939 r., w przeddzień kapitulacji Stolicy, pociski artyleryjskie trafiły w kaplicę na warszawskim Mokotowie, w której spoczywały Jego integralne relikwie. Byli ranni, jedna osoba zabita. Ucierpiał także i On. Trumna z Jego relikwiami została uszkodzona w kilku miejscach. Postanowiono przenieść ją do Sanktuarium Matki Bożej Łaskawej na Stare Miasto. I tak wyruszył On w znaku swych relikwii, przy akompaniamencie spadających bomb, rozrywających się granatów i pocisków artyleryjskich ulicami dogorywającej Stolicy, by pokazać, że jest wraz z nią, że nie opuści ani jej ani Ojczyzny, która wkroczyła na kolejną swą dziejową Krzyżową Drogę.
Dnia 14 sierpnia 1944 r., w wigilię Wniebowzięcia Matki Bożej, gdy warszawska katedra i całe Stare Miasto objęte były walkami powstańczymi, gdy cała Starówka nieustannie bombardowana płonęła i zamieniała się w gruzy, została poważnie uszkodzona także sąsiadująca z katedrą świątynia Matki Bożej Łaskawej, w której spoczywały relikwie św. Andrzeja Boboli. I tym razem On, obecny w znaku swych integralnych relikwii - nierozłożonego swego ciała, przeszedł wraz z powstańcami wśród gradu kul i bomb oraz palących się domów do kościoła św. Jacka. Solidarny z przeżywającymi największe zagrożenie życia, towarzyszący stającym na pograniczu życia i śmierci, dodający im otuchy, błagający Boga o ocalenie ich życia.
Na przełomie stycznia i lutego 1945 r., prawie doszczętnie zniszczona Stolica zaczęła z mozołem podnosić się z ruin. Powoli powracali do niej jej stali mieszkańcy. Ci, którzy przeżyli do końca w samej Stolicy koszmar wojny, zaczęli wychodzić z piwnic. Wtedy, 7 lutego 1945 r. wyszedł też z podziemi zrujnowanego kościoła św. Jacka, w znaku swych integralnych relikwii, św. Andrzej, by powrócić do swego domu na Mokotów, gdzie obrał sobie stałą siedzibę... Wracając patrzył na stan, w jakim znajduje się Warszawa, a była ona zwierciadłem stanu, w jakim znajdowała się wówczas cała Ojczyzna... Pocieszał jednocześnie tych, których spotykał po drodze...