Wspomnienie błogosławionego Ruperta Mayera
Błogosławiony Rupert Mayer
3 listopada wspominamy w Kościele bł. Ruperta Mayera, jezuitę, sodalisa, apostoła Monachium.
- W centrum życia jest Chrystus. Rozwiązania pośrednie nie istnieją - mówił bł. Rupert. Urodził się 23 stycznia 1876 roku w Stuttgarcie, w bardzo religijnej i pracowitej rodzinie kupców. Studiował we Fryburgu, Monachium i Tybindze, a następnie wstąpił do seminarium duchownego w Rottenburgu. W 1899 r. przyjął święcenia kapłańskie, a rok później zdecydował się rozpocząć nowicjat w zakonie jezuitów. Dlaczego właśnie tam? Rupert podał trzy powody: 1 - Zakon jezuitów jest wszędzie prześladowany. 2 - Jezuici dobrze kształcą swoją młodzież. 3 - Chcę być dobrze przygotowany do walki.
Jako kapłan i jezuita zajmował się głównie kaznodziejstwem. W czasie I wojny światowej w szpitalu wojskowym pełnił obowiązki kapelana. Opiekował się duchowo rannymi żołnierzami. Sam zresztą, chroniąc własnym ciałem towarzysza walki, został poważnie ranny i lekarze musieli amputować mu nogę. Od tego momentu nazywano go „kulejącym apostołem".
Po wojnie opiekował się bezdomnymi i ubogimi w Monachium. Pocieszał ich, podtrzymywał na duchu, przypominał, że w naśladowaniu Chrystusa można znaleźć rozwiązanie wszystkich problemów. Nadal chętnie głosił kazania (nawet 70 miesięcznie!), rekolekcje i konferencje, wiele spowiadał. Dla wygody podróżujących odprawiał Msze św. na dworcu kolejowym. W tym okresie opiekował się duchowo grupą Sodalicji Mariańskiej.
Coraz większą popularność w Niemczech zdobywał wówczas Adolf Hitler. Rupert określił go jako „wyjątkowego mówcę i podżegacza, nie przywiązującego zbytniej wagi do prawdy". Z czasem oceniał Hitlera coraz ostrzej, powtarzając publicznie, że nie można być jednocześnie katolikiem i nazistą. Mówił o sobie: „stary jednonogi jezuita - jeżeli to jest Wolą Bożą - żyje dłużej niż tysiącletnia bezbożna dyktatura". W końcu, po przejęciu władzy przez NSDAP, otrzymał zakaz głoszenia kazań. Nie posłuchał. Zakazano mu również zbierania datków na cele dobroczynne. Nie posłuchał. Aresztowano go pierwszy raz, jednak po jakimś czasie wypuszczono. - Pomimo zakazu nie zaprzestanę głoszenia kazań, nawet jeśli to zostanie uznane przez władze za czyn karalny - mówił podczas przesłuchania. A innym razem stwierdził: - Możecie mnie zgładzić, ale prawda musi być wypowiedziana.
Nadal głosił kazania. W kościele św. Michała powtarzał często, że człowiek musi być posłuszny Bogu, a nie człowiekowi. Aresztowano go po raz drugi i osadzono w więzieniu. „Teraz naprawdę nie mam niczego i nikogo poza Bogiem Najwyższym. I to wystarcza, więcej niż wystarcza..." - pisał stamtąd do matki.
Kolejny raz go wypuszczono, a on ponownie zaczął głosić kazania. W 1939 r. aresztowano go po raz trzeci i zesłano do obozu koncentracyjnego w Oranienburgu-Sachsenhausen, a potem internowano w benedyktyńskim opactwie w Ettal. Tam doczekał końca wojny.
W 1945 r. Rupert wrócił do Monachium i znów zaczął pracować z biednymi, chorymi, potrzebującymi. 1 listopada 1945 r., w trakcie kazania, po wypowiedzeniu słowa „Pan!", nagle zamilkł i zasłabł. Krótko potem zmarł. Jest pochowany w Monachium, w skromnej kaplicy przy głównym deptaku Neuhauserstraße.