Strona główna  /  Z życia Kościoła  /  Rok 2017  /  90. rocznica urodzin papieża Benedykta XVI

90. rocznica urodzin papieża Benedykta XVI

90. rocznica urodzin papieża Benedykta XVI

 16 kwietnia minęła 90. rocznica urodzin Benedykta XVI, wybitnego teologa i wyjątkowego papieża.

O tym niezwykłym człowieku można mówić i pisać wiele, a jego dorobek teologiczny jest tak ogromny i tak bardzo znaczący, że z pewnością Joseph Ratzinger przejdzie do historii jako jeden z największych teologów XX i XXI wieku. Wydaje się jednak ciągle niedoceniany i, chociaż został wyniesiony na Stolicę Piotrową, zbyt mało znany. Szkoda, chociażby dlatego, że jest to człowiek, który oprócz wybitnego umysłu posiada rzadko spotykaną zdolność przekazywania trudnych prawd prostym językiem. Tym bardziej żal, że - jak sam mocno podkreślił - nie napisze już żadnego dzieła. Ale przecież tego, co już oddał nam do studiowania i tak nie zdążymy zgłębić do końca naszych dni. - Nie boję się twierdzenia, że w przypadku Ratzingera możemy mówić o drugim św. Augustynie. Tak jak myśl św. Augustyna naznaczyła dzieje teologii i filozofii, począwszy od średniowiecza do dzisiaj, tak dziełem Ratzingera będziemy żyli przez następne wieki - uważa Peter Seewald, jeden z najlepszych znawców życia i dzieła Benedykta XVI.

Jest przy tym papież emeryt człowiekiem wielkiej, głębokiej modlitwy, żyjącym w byłym klasztorze w Ogrodach Watykańskich jak mnich. Skromny, pokorny, pełen miłosierdzia. Niektórzy mówią, że jest to po prostu człowiek święty.

Biorąc to wszystko pod uwagę w kilku naszych najbliższych serwisach informacyjnych przedstawimy parę „obrazków z życia" i przybliżymy parę myśli Josepha Ratzingera - Benedykta XVI.

Zacznijmy od zimowego poranka 11 lutego 2013 r. Tego dnia przypadał Dzień Chorych, wspomnienie Matki Bożej z Lourdes, co potem niektórzy wiązali z szokującym oświadczeniem papieża Benedykta. Ale na razie nic nie zapowiadało zamieszania i konsternacji, jaka zapanuje około południa. W Watykanie rozpoczynał się normalny dzień pracy. Co prawda tego dnia miał odbyć się tzw. publiczny konsystorz zwyczajny, związany z zapowiedzią trzech kanonizacji, ale to zupełnie rutynowe wydarzenie i nikt nie spodziewał się burzy, jaka za chwilę nastąpi.

Przed południem siedemdziesięciu kardynałów zasiadło w ogromnej komnacie zwanej Sala del Concistoro. W pewnym momencie papież cichym i lekko drżącym głosem odczytał po łacinie, z kartki, swoje oświadczenie:

„Najdrożsi Bracia, zawezwałem was na ten Konsystorz nie tylko z powodu trzech kanonizacji, ale także, aby zakomunikować wam decyzję o wielkiej wadze dla życia Kościoła. Rozważywszy po wielokroć rzecz w sumieniu przed Bogiem, zyskałem pewność, że z powodu podeszłego wieku moje siły nie są już wystarczające, aby w sposób należyty sprawować posługę Piotrową. Jestem w pełni świadom, że ta posługa, w jej duchowej istocie powinna być spełniana nie tylko przez czyny i słowa, ale w nie mniejszym stopniu także przez cierpienie i modlitwę. Tym niemniej, aby kierować łodzią św. Piotra i głosić Ewangelię w dzisiejszym świecie, podlegającym szybkim przemianom i wzburzanym przez kwestie o wielkim znaczeniu dla życia wiary, niezbędna jest siła zarówno ciała, jak i ducha, która w ostatnich miesiącach osłabła we mnie na tyle, że muszę uznać moją niezdolność do dobrego wykonywania powierzonej mi posługi. Dlatego, w pełni świadom powagi tego aktu, z pełną wolnością, oświadczam, że rezygnuję z posługi Biskupa Rzymu, Następcy Piotra, powierzonej mi przez Kardynałów 19 kwietnia 2005 roku, tak, że od 28 lutego 2013 roku, od godziny 20.00, rzymska stolica, Stolica św. Piotra, będzie zwolniona (sede vacante) i będzie konieczne, aby ci, którzy do tego posiadają kompetencje, zwołali Konklawe dla wyboru nowego Papieża".

Kardynałowie byli zszokowani. Nie spodziewali się żadnych specjalnych papieskich oświadczeń, a już tym bardziej takich. Dopiero po chwili zaczęło docierać do nich, że teraz wszystko się zmieni: niedługo będzie konklawe, nowy papież i nowe porządki. Co więcej, przecież większość z nich weźmie udział w konklawe i, przynajmniej teoretycznie, już za kilka tygodni może zostać wybranych papieżem. W sali podniósł się lekki szmer zdumionych głosów, krzyżowały się spojrzenia. Ponieważ oświadczenie zostało odczytane po łacinie, nie wszyscy dobrze zrozumieli, o co Ojcu Świętemu tak naprawdę chodzi. Dominowało - jak podał dziennik L'Osservatore Romano - „niedowierzanie, zaskoczenie, zdziwienie i wzruszenie".

- Kiedy Papież odczytywał te słowa - opowiadał potem w wywiadzie udostępnionym KAI ks. prał. Alfred Xuereb, drugi osobisty sekretarz Benedykta XVI - siedziałem na taborecie blisko niego i płakałem. Osoba obok szturchnęła mnie, mówiąc: „Kontroluj się, bo ja też jestem wzruszony". Byłem pod wrażeniem reakcji kardynałów, których miałem przed sobą. Pamiętam kard. Re, który nie wierzył własnym uszom. Wielu kardynałów po zakończonym konsystorzu (niektórzy, ponieważ mają problemy ze słuchem, inni, ponieważ nie znają za dobrze łaciny) podeszli do kard. Sodano lub kard. Re, by lepiej zrozumieć to, co przeczytał Papież Benedykt.

Również dziennikarze mieli początkowo problemy ze zrozumieniem Ojca Świętego, bo w końcu mało kto zna dziś łacinę. Poza tym, nawet jeżeli ją znali, to nie mogli uwierzyć w usłyszane słowa. Bo, co to znaczy:

„rezygnuję z posługi Biskupa Rzymu"? Jak to możliwe? Czy to jest w ogóle dopuszczalne? Przecież papież rezygnuje dopiero wtedy, kiedy umrze. I co się stanie 28 lutego o 20.00? Papież zdejmie białą sutannę i przestanie być papieżem? Będzie chodził w koloratce jak zwykły kapłan? Z powrotem będzie tylko kardynałem? Dlaczego akurat o 20.00? Pojawiły się opinie, że kardynałem już nie jest i nie będzie, ale święcenia biskupie jak najbardziej obowiązują, więc pozostanie zwyczajnym biskupem.

Dziś te pytania nas śmieszą, ale wtedy naprawdę takie wątpliwości się pojawiały. A przecież abdykację papieża dopuszcza Kodeks Prawa Kanonicznego. W kanonie 332 czytamy: „Gdyby się zdarzyło, że Biskup Rzymski zrzekłby się swego urzędu, to do ważności wymaga się, by zrzeczenie zostało dokonane w sposób wolny i było odpowiednio ujawnione; nie wymaga zaś niczyjego przyjęcia". Zresztą sam Benedykt XVI w jednym z wywiadów udzielonych wcześniej mówił: „Jeśli papież dojdzie do wyraźnego przekonania, że nie może fizycznie, psychicznie i duchowo sprawować już swojego urzędu, wtedy ma prawo, a w pewnych okolicznościach wręcz obowiązek ustąpić".

Media po pierwszym szoku ochłonęły i rozpoczęły niekończące się spekulacje na temat przyczyn abdykacji. Mówiono, że afery i intrygi w kurii, w tym afera „Vatileaks" (wyniesienie tajnych dokumentów z Watykanu przez papieskiego kamerdynera), tak bardzo załamały papieża, że zdecydował się ustąpić. Inni twierdzili, że wręcz został do tego zmuszony szantażem. Jeszcze inni, że miał wizję mistyczną i w jej wyniku podjął taką decyzję. Wszystko to Benedykt XVI zdementował w wywiadzie - rzece „Ostatnie rozmowy" udzielonym Peterowi Seewaldowi. Papież - senior stwierdził tam: „Nie wolno ustępować, pozostawiając niezałatwione sprawy, tylko trzeba doprowadzić je do końca. Mogłem odejść, ponieważ sytuacja się unormowała. Unik pod presją czy też ucieczka w obawie, ze się nie podoła wyzwaniu - nic takiego nie miało miejsca. (...) Nikt mnie nie szantażował. Nie dopuściłbym nawet do tego. Gdyby ktoś próbował, nie doszłoby do abdykacji, ponieważ właśnie wtedy należy zachować pełną swobodę podejmowania decyzji. Nie byłem także wówczas rozczarowany czy rozgoryczony. Przeciwnie, dzięki Bogu, panował nastrój spokoju i przełomu, atmosfera, w której bez obaw można przekazać ster następcy".

Dlaczego jednak w ogóle ustąpił? Seewaldowi wyjaśnia: „Podróż do Meksyku i na Kubę kosztowała mnie sporo wysiłku. Także orzeczenie lekarza brzmiało: nie wolno mi już wybierać się za Atlantyk. Zgodnie z harmonogramem Światowe Dni Młodzieży wypadały w Rio de Janeiro dopiero w 2014 roku, ale ze względu na mistrzostwa świata w piłce nożnej przełożono je o rok wcześniej. Stało się dla mnie oczywiste, że muszę się wycofać w takim terminie, żeby następca miał czas na przygotowanie.

Tak więc po wizycie za Wielką Wodą stopniowo <dojrzewałem>. W przeciwnym wypadku próbowałbym przetrwać do 2014 roku, a tak doszło do mnie, że nie dam już rady".

Być może to właśnie ostatnie cztery słowa są najtrafniejszą odpowiedzią na pytania o przyczyny abdykacji.

Dalej Benedykt w swoim stylu pogłębia temat porównując papiestwo do ojcostwa. Zauważa, że w pewnym momencie życia każdy ojciec, pozostając nadal ojcem, oddaje konkretne zakresy odpowiedzialności. „Jest ojcem w głębszym, wewnętrznym sensie i szczególnej relacji oraz odpowiedzialności, ale nieobarczony misją czy zadaniem jako takim. Tak było właśnie w wypadku biskupów. Zrozumiano, że biskup jest z jednej strony podmiotem sakramentalnej misji, która wiąże i zobowiązuje go wewnętrznie, ale z drugiej strony nie musi na zawsze łączyć się z wykonywaną funkcją. Tym sposobem, jak myślę, stało się jasne, że papież to nie nadczłowiek spełniający swoje zadania samą obecnością, lecz także mający do podjęcia konkretne obowiązki. Jeżeli abdykuje, pozostaje w wewnętrznym sensie obarczony odpowiedzialnością, ale nie urzędem" - tłumaczy papież senior.

Pojawiły się również porównania z poprzednikiem, który mimo ciężkiej, długotrwałej choroby trwał na stanowisku do śmierci. Niektórzy twierdzili nawet, że po prostu papież Benedykt chciał żyć wygodnie i dlatego zszedł z krzyża, czego nie powinien robić. „Takiego zarzutu należało się spodziewać - odpowiada Benedykt XVI - i musiałem przygotować się nań wewnętrznie, zanim zdecydowałem się odejść. Jestem przekonany, że nie była to ucieczka, próba uniknięcia nacisku, do którego nie doszło. Nie uchylałem się również wewnętrznie przed wymogiem wiary prowadzącej ku tajemnicy krzyża. To tylko inny sposób więzi z cierpiącym Panem - w ciszy milczenia, wielkości i intensywności modlitwy za cały Kościół. Stąd mój wybór to nie tchórzostwo, tylko inny sposób dochowania wierności zleconej misji".

Zdaniem wielu teologów nie należy przeciwstawiać św. Jana Pawła II - Benedyktowi XVI. „Jeden i drugi pełnili wolę Boga, który działał zarówno przez niedołężność jednego, jak i przez rezygnację drugiego - ocenia w Gościu Niedzielnym o. Dariusz Kowalczyk SJ, dziekan teologii na Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie. -  Można by zauważyć, że mamy tutaj dwie różne, choć uzupełniające się wizje urzędu papieskiego. W pierwszej perspektywie papież jest przede wszystkim ojcem i jako taki jest znakiem jedności, a ojca się nie zmienia, nawet jeżeli jest stary i schorowany. W drugiej perspektywie papież jest pracownikiem winnicy Pańskiej, a pracownik, jeżeli nie może już wydajnie pracować, powinien odejść. W każdym razie zrzeczenie się przez Benedykta XVI urzędu nie było aktem człowieka przestraszonego lub takiego, któremu po prostu nie chce się pełnić trudnej misji. To była decyzja podjęta w sposób odpowiedzialny, w sumieniu przed Bogiem, poprzedzona długim modlitewnym rozeznaniem."