Strona główna  /  Z życia Kościoła  /  Rok 2014  /  Dobry papież – sylwetka Jana XXIII

Dobry papież – sylwetka Jana XXIII

Dobry papież – sylwetka Jana XXIII

 Każdy może zostać papieżem. Najlepszy dowód, że ja nim zostałem - powiedział Jan XXIII po swoim wyborze na Stolicę Piotrową. Ten niezwykle skromny, pokorny, dobry papież, mimo krótkiego pontyfikatu, zapisał wielką kartę w historii Kościoła.

Wielu komentatorów jego prostotę i otwartość porównuje ze stylem bycia papieża Franciszka. Potwierdza to w wywiadzie dla „L'Osservatore Romano" kard. Loris Capovilla, były osobisty sekretarz Jana XXIII: „Nie chciałbym mitologizować papieża Jana, ale jego opanowanie, prostota, sposób postrzegania innych, były niezapomniane. To samo dotyczy papieża Franciszka".

            Franciszek przypomina mu papieża Jana w gestach, w uwadze skupionej na ubogich. „Zrozumiałem to, gdy po raz pierwszy pojawił się w loggii błogosławieństw. Na jego twarzy malował się wielki pokój. Ma on tę samą pokorę i łagodność serca, co Jan XXIII, który do najtrudniejszych spraw podchodził z niezwykłym spokojem i prostotą. Mawiał, że aby coś osiągnąć, nie zabije nawet muchy, bo chce przekonać, a nie zmusić" - mówił w innym miejscu blisko stuletni dziś kard. Capovilla.

            Nie lubił przepychu

            Jan XXIII nie lubił przepychu, bogactwa, starał się skracać dystans między nim a zwykłymi ludźmi. I chociaż np. korzystał z papieskiej lektyki, to bardzo mu się to nie podobało. „To najbardziej niewygodny fotel jaki znam" - mówił. Przez całe życie kapłańskie z niechęcią przyjmował wszystkie godności kościelne, wprawiały go one w zakłopotanie. Przyjmował je w duchu posłuszeństwa. Nie chciał się wywyższać, pragnął pozostać zawsze pokorny i dobry. Troszczył się o ubogich i sam pozostawał ubogi. W testamencie napisał znamienne słowa: „Urodzony biedny, lecz z ludu godnego czci, pokornego, nadzwyczaj szczęśliwy, bo umieram biedny, rozdawszy według różnych potrzeb i okoliczności mego życia prostego i skromnego na służbę biednym i Świętego Kościoła".

            Bieda towarzyszyła mu od początku. Angelo Giuseppe Roncalli urodził się w 1881 r. w górskiej wiosce niedaleko Bergamo w ubogiej, wielodzietnej rodzinie. „Wyrosłem w atmosferze samowystarczalnej, błogosławionej biedy, która ma bardzo małe wymagania" - wspominał później. Od dziecka chciał być kapłanem, najlepiej prostym, wiejskim proboszczem. „Nie pamiętam takiej chwili, żebym nie chciał służyć Bogu jako ksiądz" - mówił. I chociaż nie uczył się zbyt dobrze, to jednak poziom jego wiedzy wystarczył, żeby przyjęto go seminarium. Potem jednak odkrył swoją pasję, która pozostała w nim aż do śmierci: historię Kościoła. Zrobił nawet z tego specjalizację.

            Chcę być zawsze dobry

            „Chcę być dobry, zawsze, wobec wszystkich" - zanotował po święceniach kapłańskich. W następnych latach prowadził wykłady w seminarium, był sekretarzem biskupa Bergamo, seminaryjnym ojcem duchownym, redaktorem naczelnym „Życia diecezjalnego", a nawet jeździł po świecie z misjami specjalnymi w imieniu Stolicy Apostolskiej. W czasie I wojny światowej posługiwał jako kapelan w szpitalach polowych, czasem pełniąc również zadania sanitariusza czy chirurga. Tam również dał się poznać z niezwykłej dobroci. Sama jego obecność, serdeczność, spokój, oddziaływały bardzo pozytywnie na pacjentów.

            Po wojnie, w 1925 r. otrzymał święcenia biskupie i pracował w dyplomacji watykańskiej. Przez 10 lat był wizytatorem apostolskim w prawosławnej Bułgarii. Dzięki swoim cechom charakteru udało mu się nawiązać w miarę dobre, na miarę ówczesnych możliwości, kontakty z hierarchią prawosławną. Doprowadził do utworzenia katolickiego seminarium duchownego i uznawania przez władze dyplomów katolickich szkół. Pomagał ubogim, rozdawał im żywność, prowadził życie charakterystyczne raczej dla misjonarza, a nie biskupa. Był jednak przekonany, że nawet biskup nie może jedynie siedzieć za burkiem lub uczestniczyć w celebrach. „Jak nędzne jest życie biskupa czy księdza zredukowanego wyłącznie do roli dyplomaty lub biurokraty" - ubolewał.

            W następnych latach był delegatem apostolskim w Grecji i Turcji oraz wikariuszem apostolskim Stambułu. Podczas II wojny światowej pomagał uchodźcom, organizował dostawy żywności i lekarstw, ratował dzieci żydowskie. Pod koniec wojny został nuncjuszem apostolskim w Paryżu. Tam początkowo zwrócono uwagę przede wszystkim na jego... otyłość. Mówiono, że jest tak gruby, że nie mieści się w sutannie. Ale on się z tego śmiał. I jak każdy dojrzały człowiek umiał żartować z samego siebie. Kiedyś, po jednym ze spotkań w Akademii Francuskiej udawał niezadowolenie, że na tamtejszych krzesłach mieści się tylko pół nuncjusza. A już jako papież usłyszał, jak za jego plecami jakaś pani stwierdziła: „Jaki on jest gruby". Odpowiedział jej na to, że...konklawe to nie konkurs piękności.

            W końcu został kardynałem i patriarchą Wenecji. W dalszym ciągu nie lubił siedzieć w murach swojej rezydencji. Wychodził do ludzi, rozmawiał z nimi, interesował się ich życiem. Czasami siadał w kafejce na słynnym weneckim pl. Św. Marka i chętnie debatował o czymś z mieszkańcami i turystami. Podobnie zresztą było wcześniej w Paryżu, gdzie często można było go spotkać na spacerze nad Sekwaną. 

            Otworzył okno Kościoła

            Wszystko to skończyło się jednak w 1958 r. 9 października zmarł papież Pius XII. W zwołanym po jego śmierci konklawe wzięła udział wyjątkowo mała liczba kardynałów, zaledwie 51. W ostatnich latach życia Pius XII po prostu nie odnawiał składu Kolegium Kardynalskiego. Kardynałowie początkowo chcieli nawet wybrać kogoś spoza grona Kolegium. Mówiło się już np. o niebędącym jeszcze kardynałem arcybiskupie Montinim (późniejszy Paweł VI). Ostatecznie 28 października 1958 r., w trzecim dniu konklawe i w jedenastym głosowaniu wymaganą większość głosów uzyskał patriarcha Wenecji kard. Angelo Giuseppe Roncalli. Miał wtedy już 77 lat i wiele osób określało go jako „papieża przejściowego". Chyba nikt nie spodziewał się tego, co ten papież za chwilę zrobi i jak jego decyzja zmieni Kościół.

            Pierwsze miesiące pontyfikatu przebiegały spokojnie. Zostając papieżem Roncalli nie stracił swojej dobroci, życzliwości i humoru. Opowiadano, że gdy odwiedził szpital Ducha Świętego, siostra przełożona tej placówki, w pośpiechu i stresie przedstawiła mu się skrótowo słowami: - Jestem przełożoną Ducha Świętego. A papież na to: - Ja jestem tylko wikariuszem Jezusa Chrystusa.

            Słynne jest zdanie, które Jan XXIII powiedział zaraz po wejściu pierwszy raz do papieskiego apartamentu: - Wpuśćmy trochę świeżego powietrza - stwierdził i otworzył okno. To zdanie i ten gest stał się symbolem jego pontyfikatu. Na pewno wpuścił wiele świeżego powietrza do Kościoła zwołując Sobór Watykański II, który tak wiele zmienił. Jak sam przyznał, chciał, aby nastąpiła „nowa Pięćdziesiątnica", czyli Zesłanie Ducha Świętego. W 1961 r. pisał: „Niech się powtórzy w ten sposób w rodzinie chrześcijańskiej widok apostołów zgromadzonych w Jerozolimie, po wniebowstąpieniu Jezusa, kiedy rodzący się Kościół zgromadził się w jedności myśli i modlitwy z Piotrem i wokół Piotra, pasterza baranków i owiec. Niech Duch Święty raczy wysłuchać modlitwę, która każdego dnia ze wszystkich zakątków ziemi wznosi się do Niego: ".

            Kościół to nie muzeum

            Rozpoczęty przez Jana XXIII Sobór można uznać za dzieło jego życia. Bez jego odwagi i determinacji nie byłoby tego wielkiego wydarzenia i reform soborowych, które następowały później. Ale oczywiście krótki pontyfikat Jana XXIII nie ograniczał się tylko do spraw soborowych. Papież Roncalli napisał 8 encyklik. Najbardziej z nich znane są encykliki społeczne : „Mater et Magistra" (Matka i Nauczycielka) oraz „Pacem in terris" (Pokój na ziemi). W tym drugim dokumencie, wydanym w 1963 r., papież m.in. napisał, że stosunki między narodami powinny być kształtowane według zasad moralnych. „Narody mają wobec siebie wzajemne prawa i obowiązki, i dlatego stosunki między nimi winny się układać wedle zasad prawdy, sprawiedliwości, żywej solidarności duchowej i wolności. To samo prawo naturalne, które rządzi zasadami współżycia poszczególnych obywateli między sobą, powinno również kierować wzajemnymi stosunkami między państwami" - czytamy w „Pacem in terris".

            W wielu aspektach Jan XXIII przypomina papieży Jana Pawła II i Franciszka, ale chyba najbardziej w otwarciu na świat. Uważał, że duchowni nie powinni zamykać się jak w fortecy, bo Kościół nie jest muzeum archeologicznym, ale raczej przypomina studnię, do której ludzie przychodzą od pokoleń czerpać wodę i trzeba im tę wodę dawać. Kościół porównywał też do ogrodu kwitnącego życiem. Ogromną wagę przywiązywał do dialogu ekumenicznego. Chciał zjednoczenia wszystkich chrześcijan. Stworzył m.in. Sekretariat Jedności Chrześcijan. Na Sobór zaprosił przedstawicieli innych wyznań jako obserwatorów, którzy mieli jednak prawo wygłaszać swoje opinie. Wśród nich byli br. Roger i br. Max Thurian z Taizé.

            Jan XXIII rozpoczął Sobór, ale dokończył go już papież Paweł VI. W maju 1963 r. rozpoczęła się agonia papieża Jana. Wierni na całym świecie, dzięki mediom, towarzyszyli mu modlitewnie w przechodzeniu do Domu Ojca. Dał światu piękną lekcję umierania. I w tym też widać zbieżność z Janem Pawłem II. „To łóżko jest ołtarzem. Ołtarz domaga się ofiary. Jestem gotów" - mówił w trakcie agonii papież Jan. „Pieczęcią jego świętego życia niewątpliwie jest śmierć, którą oglądał cały świat oraz łoże boleści, jakby przekształcone w ołtarz. Jego ostatnie pożegnanie można było przeżyć z wiarą, myśląc o nim jak o podróży lub przeprowadzce do innego świata, czekającej przecież wszystkich. (...) Cudem było to, że każdy, kto identyfikował się z papieżem pogrążonym w śpiączce, rozumiał, że aby żyć w świecie w pokoju z innymi, trzeba nauczyć się umierać w pokoju z samym sobą i z Bogiem, i nie rozpaczać. Cudem były te tysiące spojrzeń zwróconych w stronę jego okna, które stały się modlitwą - także modlitwą wielu niewierzących" - pisze Marco Roncalli, bratanek Jana XXIII, w książce „Papież Jan. Święty".

            Dobry papież Jan zmarł 3 czerwca 1963 r. Jan Paweł II beatyfikował go w 2000 r. A w 2013 r. papież Franciszek zdecydował o kanonizacji Jana XXIII bez wymaganego cudu uzdrowienia za jego wstawiennictwem.

                                                                                                                                             pch